Często słyszę, że czegoś się nie da bo jest za drogie, zbyt czasochłonne, nieopłacalne. Ludzie zaczęli tłumaczyć w ten sposób także kiepski content e-learningowy – „nie mieliśmy budżetu i termin za pasem, dlatego zdecydowaliśmy się na mniejsze zło” albo bardzo popularne szczególnie wśród dostawców „to skomplikowana i niestandardowa interakcja (czyt. nie pajączek), dlatego koszt jest tak wysoki”.
Pomijając fakt, że większość z tych „wynalazków” można już spokojnie wyklikać w popularnych narzędziach authoringowych (właśnie robimy z moim zespołem przegląd na rynku) to w wielu przypadkach są one zbędne.
Jak to? Przecież wszędzie dookoła możemy przeczytać, że powinniśmy maksymalnie angażować odbiorców różnymi interakcjami bo w przeciwnym przypadku, szkolenie nie będzie efektywne, a uczestnicy umrą z nudów. Tworzymy symulacje, gry, wirtualne światy. Czy to wszystko ściema?
Nie, ale tak jak w wojsku (mieszkam niedaleko Żandarmerii więc skojarzenie nie jest przypadkowe:) na każdego przeciwnika musimy mieć inną broń. Jeżeli jesteśmy Amerykańskim stomatologiem i polujemy na lwy to wystarczy nam strzelba, jeżeli chcemy przeszkolić pracowników platformy wiertniczej to zainwestujemy w zaawansowany system VR, a jeżeli chcemy przedstawić nowy produkt naszym sprzedawcom to wielu przypadkach wystarczy nam dużo mniej zaawansowany materiał.
Kładziemy duży nacisk na badanie efektywności naszych działań i mierzenia satysfakcji użytkowników. Analizujemy wszystkie ankiety i informację zwrotną, którą otrzymamy. Wynika z nich jasno, że ludzi bardziej niż najdroższe interakcje, interesuje możliwość zapoznania się z różnego rodzaju profesjonalnymi materiałami z danej tematyki. Dlatego w ostatnich projektach dajemy sporo odnośników do zewnętrznych, ogólnodostępnych źródeł. Nie wymyślamy koła na nowo, bo nie mamy czasu i szkoda nam kasy:) Odbiór wśród uczestników jest bardzo dobry, między innymi dlatego, że otwieramy im okno do światowych autorytetów i najaktualniejszej wiedzy.
Artykuły, filmy, podcasty tworzone przez ekspertów są dwa kliknięcia myszką od każdego z nas. Dlaczego tak rzadko są wykorzystywane? Między innymi, dlatego, że aby znaleźć coś wartościowego trzeba się przekopać przez gąszcz bezwartościowych informacji. Łatwiej dać jakąś listę literatury na końcu, do której zajrzą tylko najwytrwalsi.
Na szczęście czasami ktoś robi to za nas. Przykładowo serwis TED zaprasza do siebie tylko największych wymiataczy. Ich wystąpienia często otwierają ludziom oczy. W moim zespole wprowadziliśmy ostatnio nową „tradycję” na miarę naszych czasów;) Nazwaliśmy ją TED coffee. Codziennie rano zanim wkręcimy się wir pracy oglądamy jeden film na tedzie. Rezultat? Nowe pomysły, ciekawe materiały do zblendowania, lajki na LinkedIn;)
Chciałbym Was zachęcić do dzielenia się Waszymi TEDami. Dzięki temu stworzymy wspólne repozytorium materiałów, z których każdy będzie mógł skorzystać, a dodatkowo będą przefiltrowane przez kogoś z naszej szerokości geograficznej:) Nasi/Wasi odbiorcy będą zachwyceni. W końcu blendowanie jest na topie!
Na Goldenline stworzyłem specjalny wątek, gdzie umieściłem już pierwsze interesujące znaleziska.
Brakuje Ci motywacji? Obejrzyj Pinka:)
And what TED did you watch today?:)